sobota, 21 lipca 2012

Najnowsze zakupy

Czerwiec był bardzo skromnym miesiącem pod względem zakupów kosmetycznych, za to lipiec... pod tym względem lipiec to jest to, co tygryski lubią najbardziej :-)

Zaszalałam pod dwoma względami - zakupy naturalnych kosmetyków, ale o tym nie dzisiaj, oraz zakupy w stosunkowo młodej drogerii i-lovebeauty.pl. Przyznam, że troszkę sobie zaszalałam :-)



Dorwałam wreszcie olejek Vatika, tak często o nim słyszałam, że oczywiście musiał się znaleźć w mojej łazience. Zapach bomba!
Zachwycona recenzjami kupiłam spory zapas (nie przyznam się, jak duży :-) ) maseczek do włosów Marion ocet z malin. Jeszcze nie próbowałam, zastanawiam się, czy na moje jednak dość długie włosy nie będę zmuszona zużyć całej przy jednej aplikacji... Z firmy Marion kupiłam również psikadło do włosów zapewniające termoochronę, prostujące włosy oraz zawierające filtr UV.

W okresie letnim zrezygnowałam z hybrydowego manicure (skuszę się pewnie przed ewentualnym wyjazdem wakacyjnym), więc zrobiłam małe zapasy lakierów. Lakiery z firmy elf w kolorach: Coral Dream, Nude oraz Champagne. Na tę konkretną markę skusiłam się po korzystaniu z matowego top coatu, no i te opakowania... Bardzo mi się podobają. Póki co użyłam tylko koralowego i już po jednym dniu widzę odpryski, ale nie chcę przesądzać o ich jakości. Kupiłam również wysuszacz lakieru z firmy Eveline. To jest mój pierwszy wysuszacz, przyznam, że spodziewałam się bardziej spektakularnego działania - nie wiem, czy to jest kwestia jakości tego konkretnego, czy może mojego mylnego wyobrażenia o działaniu takich produktów?


Kilka drobiazgów do twarzy: Ziaja żel pod powieki ze świetlikiem, nie do stosowania na co dzień, ale czasem rano po ciężkiej nocy moje oczy potrzebują takiego kosmetyku. Obok korektor, utrwalacz do brwi Dalia Onyx w kolorze brązowym - tu już też mogę powiedzieć, że jestem zachwycona :-) Kupiłam kilka saszetek kremu BB, którego używam na co dzień. Pomyślałam, że warto mieć w torebce na wypadek nocowania poza domem. Co prawda w takich sytuacjach jestem w stanie przetrwać bez makijażu, nie mam jakieś obsesji na tym punkcie, że nie wrócę do domu po jakimś całonocnym spotkaniu bez idealnego make-upu. Co to, to nie :-) Ale zdarzają się wyjątkowe sytuacje, pojawiają się nagłe zaczerwienienia, podrażnienia i raz na kilka miesięcy żałuję, że nie mam przy sobie czegoś, czym mogłabym choć trochę przykryć twarz będąc niespodziewanie poza domem. I teraz będę już przy sobie mieć małe koło ratunkowe :-)


I na koniec zakup, na widok którego najbardziej mi się świecą oczy - paletka Sleek Oh So Special. Ja ciągle jeszcze się nią zachwycam, kolory prawie wszystkie do mnie pasują, uwielbiam malować się przy jej pomocy i tak po cichu zastanawiam się nad kolejną... :-)

Jestem zadowolona z zakupów, mam co testować, czym się bawić i już się na to testowanie bardzo, bardzo cieszę :-)

czwartek, 19 lipca 2012

Sos musztardowo - miodowy

Pomyślałam, że podzielę się z Wami prostym przepisem na najpyszniejszy sos do sałatki ( super ze szpinakiem!).
Rzadko bo rzadko, ale jednak zdarza mi się kupować sałatki na mieście. Nieważne jaką wybierałam, zawsze musiała być z sosem musztardowo - miodowym. Skoro to dressing był tym, co skłaniało mnie do wydawania 20 zł na porcję sałaty, postanowiłam sama taki stworzyć. Jakie było moje zdziwienie, kiedy faktycznie osiągnęłam wymarzony efekt :-)




3 łyżki musztardy
3 łyżki płynnego miodu
1 łyżka octu balsamicznego
1 łyżka oliwy z oliwek
sól, pieprz


Składniki cierpliwie mieszamy ze sobą i po chwili możemy się delektować. Ja uwielbiam, może ktoś z Was również szukał takiego ideału :-)







I jeszcze widok, który urzekł mnie podczas wczorajszego biegania...







wtorek, 17 lipca 2012

Pędzlem po oku

Zanim zaczęłam swoją przygodę z blogowaniem, kiedy jeszcze nie oglądałam tak namiętnie filmików na YT w ogóle nie myślałam o używaniu pędzli do makijażu oczu. Pędzle owszem - do pudru, do bronzera, ale do oczu? Pewnie z domu wyniosłam to, że oko maluje się przy pomocy aplikatorów dołączanych do cieni :-)

Oczywiście jak to ja, po obejrzeniu filmików, na których zawsze używane są pędzle do makijażu oczu, musiałam takie sobie kupić i wypróbować. Oto mój zakup: zestaw 5 pędzli do makijażu oczu z firmy Ecotools oraz pędzel do pudru również z Ecotools.


Zdecydowałam się na Ecotools, ponieważ z jednej strony bardzo dobrze o nich mówicie a z drugiej nie są zbyt drogie (za pierwszym razem nie chciałam wydawać fortuny, bałam się, że idea makijażu oka przy pomocy pędzli może mi jednak nie przypaść do gustu). Zapłaciłam 50 zł za zestaw oraz 29 zł za pędzel do pudru.

Pędzel do pudru okazał się świetny, makijaż jest ładnie wykończony, naturalny, jestem bardzo zadowolona :-) Ale wracając do głównego tematu - zestaw składa się z 5 pędzli oraz lnianego etui z lusterkiem (przyda się do przewożenia pędzli). W zestawie znajdziemy:
- pędzelek do aplikacji cieni na całą powiekę,
- pędzelek skośny do cieni,
- pędzelek do rozcierania cieni,
- pędzelek do aplikacji cieni,
- pędzelek do punktowego aplikowania cieni.

Użyłam zestawu kilka razy i.... WOW! Przez kilka dobrych lat męczyłam się z aplikatorami, przy pomocy pędzli wszystko robi się jakoś łatwiej, przyjemniej, naniesienie cieni na dolną powiekę nigdy nie było takie proste :-)

Dla większości z Was to żadna nowość, ale może ktoś męczy się tak, jak ja do tej pory, może któraś z Was nie jest przekonana, czy warto - podpowiadam, że warto. Trochę żałuję, że tak długo zwlekałam, to naprawdę robi różnicę. Ale cóż, człowiek ciągle się czegoś uczy i odkrywa coś nowego :-)

sobota, 14 lipca 2012

Na celowniku: włosy!

Witam i obiecuję, że to już koniec zaniedbywania :-)

Chciałabym Wam dziś co nieco napisać o mojej pielęgnacji włosów. Nie będzie to taki szczegółowy rozkład jazdy z opisanym każdym krokiem. Na ten moment odpuszczę sobie opisywanie szamponów, odżywek, bo zeszły one na drugi plan. Chcę napisać kilka słów o olejach, których używam. Olejów używam od ponad 2 miesięcy i już widzę niesamowitą różnicę, bardzo dobrze służą moim włosom (które są moim oczkiem w głowie :-) ), na chwilę obecną nie wyobrażam sobie pielęgnacji włosów bez olejów.






Kosmetyki, których używam to :
- olej lniany tłoczony na zimno
- surowe masło Shea
- olejek z Alverde paczula i czarna porzeczka

Szykują się małe zmiany, kończący się olejek z Alverde zastąpi któryś z Alterry oraz wreszcie będę miała okazję wypróbować osławioną Vatikę.






Olejów używam dość często, przynajmniej dwa razy w tygodniu, czasem trzy - włosy myję codziennie, myjąc je rzadziej pewnie i rzadziej używałabym olejów. Najczęściej nakładam je na suche włosy, parę razy zdarzyło mi się wcześniej zwilżyć włosy hydrolatem, ale szczerze mówiąc nie zauważyłam żadnej różnicy. Lubię nakładać olej na całą noc, czasem nakładam go na 2-4godziny przed myciem głowy. Jeśli nie chcecie spać z olejem na włosach to spokojnie możecie ponosić go przez kilka godzin przed myciem włosów, efekty też będą zauważalne.
Z reguły olej nakładam tylko na włosy, mniej więcej od połowy ich długości. Jednak dwa razy w miesiącu olej nakładam również na skórę głowy, delikatnie wmasowując.
Najchętniej sięgam po olej lniany, moje włosy go lubą. Używam go też wtedy, kiedy nakładam olej na skalp. Ma charakterystyczny zapach, który dość szybko traci swoją intensywność. Moje włosy dosłownie go piją, zauważyłam, że muszę go nakładać dwa razy więcej niż innych płynnych olejów. Jeśli nie przeszkadza wam jego zapach, określany jako orzechowy, choć wg mnie niewiele z orzechami ma wspólnego - wypróbujcie, może Wasze włosy też go polubią :-)




Oprócz oleju lnianego używam też mieszanki masła Shea z olejkiem Alverde. Delikatnie ogrzewam masło Shea, aby miało rzadszą konsystencję, dolewam odrobinę olejku w celu uzyskania jeszcze bardziej płynnej postaci, ułatwi to aplikację. Zapach tego surowego masła Shea bardzo mi się nie podoba, dodatek pachnącego olejku rozwiązuje problem :-) taką mieszankę zostawiam zawsze na całą noc, chcę dać szanse wchłonięcia się wszystkim składnikom. Nie przeraźcie się, kiedy rano Wasze włosy będą okropnie posklejane - masło wraca do swojej stałej postaci. Szampon bez silikonów, ciepła woda, dwukrotne umycie włosów i nie ma śladów :-)




Sposób użycia za nami, teraz parę słów o wpływie na włosy. Zauważyłam, że moje włosy są gładsze, miękkie, nie puszą się, końce nie są wysuszone, mówiąc krótko - są po prostu zdrowsze i piękniejsze :-) Zaryzykuję stwierdzenie, że poza tym moje końcówki przestały się rozdwajać, a żaden ze specyfików, który to obiecywał, niestety nie miał takiego wpływu na moje włosy.

Podsumowując - polecam z całego serca. Jeśli macie jakieś "ale" do swoich włosów, jeśli też dbacie o nie bo uważacie, że są atrybutem kobiecości - wypróbujcie, jestem pewna, że będziecie zachwycone tak, jak ja.

czwartek, 5 lipca 2012

Czerwcowe zakupy

Oj, nie było mnie tu przez chwilę... Jeszcze tylko kilka takich dni i wracam, parę pomysłów na notki w głowie jest, więc niech tylko się to wszystko wokół uspokoi...
Ale co  by się nie działo, musiałam znaleźć chwilę, aby pokazać moje czerwcowe zakupy. Skromne, bardzo, ale mogę zdradzić, że planuję poszaleć w internetowych drogeriach troszkę, więc lipiec będzie bardziej obfitym miesiącem :-)

A przechodząc do zakupów:

-krem do mycia twarzy Alterra, 9zł: trochę już poużywałam, jestem zadowolona i pewnie na dłużej zagości w mojej łazience. Nie zmywa mojego (delikatnego) makijażu oczu, ale też specjalnie mi to nie przeszkadza, ponieważ i tak zmywam potem oczy płynem micelarnym. Dla mnie jest to miła odmiana, do tej pory, jeśli używałam żelu do mycia twarzy, to były to produkty z działaniem przeciwtrądzikowym (pozostało mi to przyzwyczajenie z okresu dojrzewania :-) ) i teraz czuję, że moja cera potrzebowała czegoś zdecydowanie delikatniejszego, lżejszego. Dla mnie super!
-mleczko do ciała Ziaja Kozie mleko, 13zł: nie wiem, co mnie podkusiło do zakupu tego mleczka, poszłam tylko pooglądać balsamy, ale bardzo mi spodobała konsystencja i zapach - trudny do określenia, taki zwyczajny zapach kremu, a mnie powala na kolana...
- kremowe mydło pod prysznic Ziaja Pomarańczowe masło, 6zł: to był impuls, powąchałam i... wiedziałam, że muszę to mieć! Zapach rozkrojonej pomarańczy, intensywny, naturalny, z nutą goryczy skórki pomarańczowej. Utrzymuje się w łazience, na skórze niestety nie. Chyba muszę kupić jakąś gąbkę, bo bez jej użycia nie bardzo umiem je spienić... :-) Cena, pojemność, zapachy - myślę, że mydła Ziaji zagoszczą u mnie na dłużej. Aż sama się dziwie, że ostatnio kupuje produkty tej marki, przez lata omijałam je szerokim łukiem...
- pomadka Rimmel Airy Fairy, 20zł: to już chyba klasyk, kiedy nazwa obiła mi się o uszy poszłam i kupiłam w ciemno i nie żałuję - ladny, subtelny kolor na co dzień, pasuję do wszystkiego i podobno każdemu. Cena, wg mnie jak na Rimmel trochę za wysoka, ale raczej nie odstraszy mnie w przyszłości od zakupu.

- lakier do paznokci Lovely, czarny, ok. 5zł: wybrany najtańszy z możliwych, dla sprawdzenia, czy spodobają mi się czarne pazurki - podobają się, a lakier trzyma się zadziwiająco długo...
- lakier do paznokci Bell, mięta?, ok. 13zł: próbuję przekonać się do pasteli, chociaż na paznokciach, jest ciężko :-) dobrze się nakłada, trwałośc bez rewalcji, ale oba lakiery przekonaly mnie, że lakiery z Inglota absolutnie nie są warte swojej ceny - maluje się nimi dużo gorzej, nie wiem dlaczego od zawsze byłam im wierna, nadchodzą zmiany!
- matte finisher ELF, 13zł: już o nim pisałam, mimo słabej trwałości lubię, lubię, lubię i polecam dla odmiany.
- a w tle mój nowy nakrapiany kwiatek :-)

I to już koniec, tak jak mówiłam jest skromnie, ale - pewnie się ze mną zgodzicie - najważniejsze, że z zakupów jestem bardzo zadowolona.
A teraz czas na jakieś śniadanko i dalej w to zamieszanie.... :-)